WWW.SKIJUMPING.RU

 
Skoki narciarskie i kombinacja norweska w Rosji Skoki narciarskie i kombinacja norweska w Rosji Skoki narciarskie i kombinacja norweska w Rosji

NOWOŚCI

Roman Kierow: Nasza dyscyplina sportu jest jak agencja modelek...

Wśród nowych dyscyplin, które podlegać będą osądowi publiczności na Igrzyskach Olimpijskich w 2014r. obecny jest tak zadziwiający jak skoki narciarskie kobiet. Mimo że w naszym kraju po raz pierwszy panie oficjalnie wystartowały we własnych Mistrzostwach Rosji dopiero w tym roku, okazuje się, że w Europie trudno tym zadziwić wąski krąg specjalistów, a w takich krajach jak USA, Słowenia, Norwegia już teraz istnieją drużyny w pełni gotowe walczyć o najwyższe miejsca. 

Od „latającej baronowej” do „latającej królowej”

Gdyby spojrzeć na historię, nie naszą oczywiście, to skoki narciarskie kobiet istnieją już od ponad stu lat. W 1896r. w Norwegii odbyły się pierwsze nieoficjalne zawody pań. Najlepsze wyniki w tych latach osiągały Norweżki, Niemki, reprezentantki Austrii...

W szczególny sposób wyróżniała się baronowa Paula Lamberg z Kitzbühel, która, nawiasem mówiąc, wychowywała się w bardzo cenionej, arystokratycznej rodzinie. „Latała” ona na równi z mężczyznami, osiągała wyniki po średnio 23-24 m. Najciekawsze jednak nie jest samo to... „Latająca baronowa”, jak w efekcie ją nazwano, tylko raz użyła spodni. W pozostałych przypadkach skakała albo w długiej, czarnej sukience albo w spódnicy i bluzce. I oczywiście jakże tak bez uroczego kapelusza... Najstarsza gazeta o tej dyscyplinie sportu mimo dumnego negowania skoków narciarskich kobiet nie mogła nie zauważyć eleganckiego stylu baronowej, ale niestety zawsze podkreślała, że narty są niestosowne dla kobiet.

W latach 30-40 minionego stulecia palmę pierwszeństwa przejęły Norweżki. Johanne Kolstad osiągnęła rekordowy wynik – 72 metry, za co nazwano ją „latającą królową”. Rekord utrzymał się przez około 30 lat i został pobity dopiero w 1972r. przez jej rodaczkę Anitę Bold.

Dziewczynom nie powiesz: „I czego beczysz?”

W Rosji dyscyplina ta dopiero zacznie, w dosłownym tego słowa znaczeniu, nabierać wysokości i zwiększać odległość. O „latających” Rosjankach korespondentowi „MK” opowiedział główny trener reprezentacji Rosji Roman Kierow:

- Oczywiście bardzo się cieszymy, że nasza dyscyplina została włączona do programu IO. Dziewczyny, z którą bym tylko nie rozmawiał, są po prostu zachwycone: „No! To teraz będziemy ostro pracować!”. Tym bardziej, że i tak trenujemy ponad plan. Nasz skład jest bardzo młody – od 12 do 20 lat. Choć pamiętam, że kiedy zaczynałem wyjeżdżać na zawody z Iriną Taktajewą, wszyscy trenerzy mówili: „Po co ci to wszystko? Mógłbyś spokojnie chłopaków trenować”. Odpowiadałem: „Niech jeździ, skoro chce”. A teraz chodzą i zazdroszczą: reprezentacja Rosji i do tego jeszcze olimpijska.

- I problemów finansowych będzie zapewne mniej?

- Tak, choć i tak ich u nas za bardzo nie było. W zeszłym roku było ciężko, kiedy drużyna dopiero się uformowała. A teraz na te niewielkie potrzeby, które mamy, zupełnie nam wystarcza. Mamy inne problemy. Na przykład nie możemy przydzielać klas za sukcesy. Sport jest, a klas nie ma. Będziemy teraz nad tym pracować. Oczywiście kłopotów przybyło. Wcześniej przygotowywaliśmy się do Mistrzostw Świata, teraz będziemy przygotowywać się do Igrzysk Olimpijskich w Soczi. Mam nadzieję na wysokie wyniki, w tym również na medale, ale niestety praktyki mamy bardzo mało. Mocno odstajemy od Niemiec, Austrii, Norwegii. Nie powiem, że jest między nami przepaść, z roku na rok ich doganiamy. Jeśli wcześniej tylko Irina Taktajewa plasowała się w trzydziestce, to teraz jest w niej cała drużyna. Obecnie startuje Puchar Świata kobiet, będą transmisje i ze sponsorami będzie od razu łatwiej, choć tak jak mówię, zwłaszcza w tym roku w ogóle nie narzekamy.

- Praca w planie psychologicznym ma czysto kobiecy charakter?

- Wszystko się zdarza: i łzy, i skandale... W tym roku jednak atmosfera w drużynie jakoś się wyrównała: skończyły się kłótnie, każdy wie, do czego dąży. Pojawiła się konkurencja. Nawet te sześć zawodniczek walczy między sobą. Trwa walka o miejsce w składzie, tym bardziej kiedy w grę wchodzą zawody drużynowe i każda chce znaleźć się w startującej czwórce. Zawodniczek pojawia się coraz więcej. W zeszłym roku przeprowadziliśmy Mistrzostwa Rosji i startowało w nich 6 osób, a w tym roku – 17. To nie takie proste założyć narty i pójść skoczyć z dużej skoczni. Trzeba do niej dorosnąć.

- Kogo jest panu łatwiej trenować? Chłopców czy dziewczyny?

- Oczywiście łatwiej jest z chłopcami. Pracuję z nimi od dawna, sam jestem mężczyzną, można się przy nich ostrzej zachować. Z dziewczynami mam mało doświadczenia. Ledwo krzykniesz, a już trzeba szukać innych metod. Chłopakowi wystarczy czasem powiedzieć: „I czego beczysz?”, a dziewczynie tak nie powiesz. Tam każde niepowodzenie wiąże się z koniecznością szukania jakiegoś innego podejścia, żeby uspokoić. Ale to dla mnie samego bardzo ciekawe: uczę je i sam przy okazji czegoś się uczę.

- Być może za bardzo wybiegam w przyszłość, ale czy widzi już pan jakiś olimpijski skład reprezentacji?

- Na razie jestem gotowy nazwać sześć zawodniczek, które tworzą trzon reprezentacji. To Irina Taktajewa (Moskwa), Biesikowa Anastasija (Moskwa), Tichonowa Sofja (Petersburg), Kustowa Aleksandra (Magadan) – bardzo utalentowana dziewczyna, to jej pierwszy rok w reprezentacji i od razu została liderką, Gładyszewa Anastasija (Perm) – ubiegłoroczna Mistrzyni Rosji, w tym roku z powodu kontuzji nieco się opuściła, ale mimo wszystko to obiecująca zawodniczka i Anna Gruszyna (Petersburg) – bardzo dobra szkoła, piękna technika, to w ogóle zawodniczka, na którą można liczyć w perspektywie przyszłości. W tym roku po raz pierwszy pojechaliśmy na Lady Cup, to taki międzynarodowy dziecięcy turniej, i od razu uplasowaliśmy się w czołowej trójce. Obcokrajowcy długo byli zaskoczeni: skoczni nie ma, niczego nie ma, a my stoimy na podium.

- Proszę wybaczyć, ale skąd tak naprawdę się pan wziął? O skokach narciarskich kobiet nikt niczego przecież nie wiedział...

- Jestem z Permu i razem z Konstantinem Pawłowiczem Szajtanowem, nawiasem mówiąc on jako pierwszy zaczął pracować z kobietami, zaczęliśmy dobierać dziewczyny do grupy. Szajtanow zdobył jakieś pieniądze ze szkoły, z regionu... W Kraju permskim są wszyscy twórcy tego pomysłu. Co więcej, Irina Taktajewa jest z Mokswy, ale tam nie było gdzie trenować, więc przyjechała do nas, do Permu. Teraz znów wróciła. Uczy się na akademii.

- A kobieca fizjonomia w ogóle nadaje się do skoków?

- A proszę spojrzeć na balet, łyżwiarstwo figurowe albo gimnastykę artystyczną – tam się nadaje? A tam wszystko jest! Co u nas podoba się dziewczynom? To przede wszystkim dieta, figura. Kiedy wyglądają ładnie, zgrabnie, dlaczego by nie zająć się sportem? Nie rosną ogromne mięśnie, nie trzeba biegać jak koń. To estetyka, być może nawet jakaś pedantyczność: w jedzeniu trzeba się ograniczać...

- Ogranicza je pan?

- No... Tak. Na razie ja ograniczam. Kiedy na zgrupowaniach siedzimy razem przy stole, trzeba przerywać ucztę. Dwa lata temu było tyle przykrości! A teraz wozimy ze sobą wagę i za każdym razem obowiązkowo ważymy się. Ta dyscyplina sportu jest jak agencja modelek – kombinezony są szyte pod figurę. Oczywiście dziewczynom się to podoba!

- Dziewczyny nie boją się skakać?

- Tylko idioci niczego się nie boją. Nawet ja kiedy skakałem, bałem się. Ale co zrobić? Człowiek od zawsze dążył albo pod wodę, albo w powietrze.

„Moskowskij Komsomolec”, 11.04.2011

‹‹ wstecz

Creation and support of the project - TelecomPlus

  Rambler's Top100
----------------------------------------------------------------------------------